Polecany post

Słów kilka o tym co każdy nowy opiekun goldena wiedzieć powinien...

Niestety forma tego bloga nie pozwala na wyszukiwanie czy wyróżnienie niektórych postów, nie pozostaje  nic innego jak zebrać je wszystkie t...

czwartek, 28 listopada 2024

Dziennik hodowcy: Drugi tydzień za nami - widzimy i słyszymy

 Dzień dobry, moi drodzy! Właśnie mija drugi tydzień, odkąd świat stał się o wiele bardziej puszysty i słodki dzięki naszym sześciu małym cudeńkom – czterem chłopakom i dwóm dziewczynkom. Każdy dzień to nowa przygoda, a ja nie mogę się zdecydować, czy bardziej śmiać się, czy wzruszać, patrząc na ich poczynania.

Zaczynają się otwierać oczka! To wydarzenie porównywalne z premierą najlepszego filmu wszech czasów. Te malutkie, błyszczące ślepka, które próbują uchwycić świat, są niczym okna do ich małych, ciekawskich duszyczek. Jeszcze nie widzą zbyt wyraźnie, ale kiedy któreś z nich spojrzy w moją stronę, czuję, jakby mówiło: „Cześć, człowieku, jesteś okej”.

Chłopcy są oczywiście twardzi jak na malutkie kuleczki futra przystało. Mamy na przykład Sreberko, który zawsze pierwszy z pełnym zapałem czołga się w stronę mamy, choć potem przysypia w połowie drogi. Jest też Granacik – nieco większy i bardzo dumny ze swojego pierwszego „awoo”, choć przypomina to bardziej kichnięcie. Fiolecik to nasz filozof – godzinami wyleguje się na pleckach, jakby rozmyślał o sensie życia (albo mleka). No i Błękicik, który zamiast spać jak reszta, preferuje wspinaczkę po rodzeństwie – pewnie będzie zdobywał szczyty.

Dziewczynki są za to prawdziwymi damami… przynajmniej na razie. Różowa Landrynka ;) jest delikatna i najczęściej wtula się w kogoś, podczas gdy Pomarańczka uwielbia być w centrum uwagi i zaczyna zaskakująco głośno protestować, kiedy zgubi się w kojczyku. Obie jednak mają ten uroczy sposób na zmiękczenie serca – wystarczy jeden ich pisk, a już jestem gotowy oddać im cały świat (a przynajmniej wszystkie swoje skarpetki).

Nie można zapomnieć o ich codziennych koncertach – kiedy mama wchodzi do kojca, zaczyna się symfonia pisków, kwików i pomruków. Czasem brzmi to jak próba chóru, gdzie każdy śpiewa w innym tonie, ale uwierzcie, to najpiękniejszy dźwięk, jaki można sobie wyobrazić.

Podsumowując, drugi tydzień to eksplozja uroku i pierwsze kroki (no, raczej chwiejne próby) w odkrywaniu świata. Mimo że czasem mam ochotę powiedzieć: „Hej, moglibyście dać mi trochę pospać?”, to prawda jest taka, że nie zamieniłbym tego na nic innego. Czasem nachodzi mnie refleksja – to tylko dwa tygodnie, a już się przywiązałem do każdej z tych małych istotek. Jak ja to przeżyję, kiedy będą gotowe na swoje nowe domy?

Ale tymczasem nie myślę o przyszłości. Skupiam się na tym, by każdy dzień z nimi był pełen miłości, troski i zabawy. Bo oto one – moje złote serca w wersji mini. ❤️








kiedy boli brzuszek u dziadka najlepiej ...




 

niedziela, 24 listopada 2024

Dziennik hodowcy: Pierwsza sesja foto

 

Jako hodowca golden retrieverów przyzwyczaiłam się już do tego, że moje dni (i noce!) kręcą się wokół małych, ciepłych kulek szczęścia. Ale co tu dużo mówić – każdy miot jest wyjątkowy, a ten obecny... no cóż, rozczulił mnie do granic. I dlatego właśnie postanowiłam zorganizować im pierwszą, domową sesję zdjęciową. A że miały wtedy zaledwie 10 dni? Cóż – nigdy nie jest za wcześnie, żeby zadebiutować przed aparatem! 😉

Nie potrzebowaliśmy studia. Wystarczył cichy kąt w salonie, naturalne światło wpadające przez okno, kilka mięciutkich kocyków i oczywiście drewniany koszyczek, który... nieco zmienił swoje pierwotne przeznaczenie. To właśnie on stał się sceną dla naszych 6 małych aktorów.

Każdy z nich miał swoją osobną sesję. Jedni usypiali w pół sekundy po ułożeniu, inni protestowali cichym piskiem, bo akurat był czas na kolejny kęs mleka. Mała Misia przeciągała się tak rozkosznie, że aż musiałem przerwać fotografowanie, żeby się nie roztopić. A Leo? Leo był urodzonym modelem – ułożył się jakby całe życie czekał na ten moment.

Nie jestem zawodowym fotografem, ale mam jedno, czego nie brakuje: miłości do tych psich istotek. Zdjęcia robiłam z poziomu podłogi (tak, kręgosłup potem protestował!), łapiąc ich miny, łapki i te mikroskopijne ziewnięcia. Szczeniaki w tym wieku więcej śpią niż pozują, ale ich naturalność jest właśnie tym, co czyni takie ujęcia absolutnie bezcennymi.

Nie używałem żadnych filtrów ani wymyślnych stylizacji – tylko naturalne światło, miękkie tło i ich urok. A rezultaty? Zdjęcia, które teraz zdobią moją lodówkę, ekran telefonu i... wszystkie rodzinne czaty.


RÓŻÓWA PANIENKA 





































POMARAŃCZOWA PANIENKA










































GRANATOWY CHŁOPCZYK
























SREBERKO 





















BŁĘKITNY CHLOPCZYK

















FIOLECIK 
























ale ta babka nas wymęczyła.... teraz będziemy spać.. aż do obiadu :D