Jako hodowca golden retrieverów przyzwyczaiłam się już do tego, że moje dni (i noce!) kręcą się wokół małych, ciepłych kulek szczęścia. Ale co tu dużo mówić – każdy miot jest wyjątkowy, a ten obecny... no cóż, rozczulił mnie do granic. I dlatego właśnie postanowiłam zorganizować im pierwszą, domową sesję zdjęciową. A że miały wtedy zaledwie 10 dni? Cóż – nigdy nie jest za wcześnie, żeby zadebiutować przed aparatem! 😉
Każdy z nich miał swoją osobną sesję. Jedni usypiali w pół sekundy po ułożeniu, inni protestowali cichym piskiem, bo akurat był czas na kolejny kęs mleka. Mała Misia przeciągała się tak rozkosznie, że aż musiałem przerwać fotografowanie, żeby się nie roztopić. A Leo? Leo był urodzonym modelem – ułożył się jakby całe życie czekał na ten moment.
Nie używałem żadnych filtrów ani wymyślnych stylizacji – tylko naturalne światło, miękkie tło i ich urok. A rezultaty? Zdjęcia, które teraz zdobią moją lodówkę, ekran telefonu i... wszystkie rodzinne czaty.
RÓŻÓWA PANIENKA
POMARAŃCZOWA PANIENKA
GRANATOWY CHŁOPCZYK
SREBERKO
FIOLECIK
![]() |
ale ta babka nas wymęczyła.... teraz będziemy spać.. aż do obiadu :D |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz