Zima w pełni, śniegu po kolana, a moje trzy złote gwiazdy – Heca, Moya i Tokyo – już od rana patrzą na mnie z takim entuzjazmem, jakbyśmy mieli wyruszyć na ekspedycję na biegun północny. Choć śnieg tym razem nie sypał z nieba, to i tak wiedziałam, że czeka nas kolejny odcinek zimowych przygód.
Wkładam więc ciepłą kurtkę, czapkę i rękawiczki, a goldeny już przy drzwiach tańczą w takt „wyprowadź nas, natychmiast!”. Wystartowaliśmy – ja, lekko przerażona perspektywą znów przebrnięcia przez zaspy, i one – pełne energii jakby dopiero co odkryły, że śnieg istnieje.
Na początek Moya, tradycyjnie, próbowała zjeść śnieg – bo przecież to coś jak zimne lody, tylko podawane w ilościach hurtowych. Heca od razu wskoczyła w zaspę, i tylko Tokyo jak zwykle kroczyla dumnie przed siebie.
Zastanawiałam się, jak to możliwe, że psy mogą tyle razy zanurkować w śnieg, przewracać się, kopać i biegać w kółko, a jednocześnie mieć nieskończoną energię. W pewnym momencie Heca stwierdziła, że czas na własną wersję „złotego patrolu” i zaczęła tropić coś pod zaspami z miną, jakby odkryła tajemnicze złoża śniegowych smakołyków.
Wracając do domu, zmarznięta jak lód, cieszyłam się, że chociaż tym razem śnieg nie padał i nie musiałam bronić się przed śnieżnym atakiem z każdej strony. Psy wróciły pełne radości, szczęśliwe i – co najważniejsze – zadowolone z dobrze wykonanej misji „rozprawić się ze śniegiem”. Ja? No cóż, już planuję, jak się przygotować na następny spacer z tą wesołą, złotą ekipą. Zima z goldenami to nie tylko spacer – to cała przygoda!