Zima przyszła nagle, a z nią… wielka ekscytacja! Mój pierwszy spacer w śnieżnej aurze z trójką szalonych golden retrieverów? Wydawało się to idealnym pomysłem. Słońce, biel, uśmiechnięte pyszczki – co mogłoby pójść nie tak?
Odpowiedź: wszystko.
Zaczęło się od tego, że moje trio: Moya, Heca i Tokyo, odkryło, że śnieg to nic innego jak gigantyczna, zimna zabawka, którą można kopać, jeść i tarzać się w niej na zmianę. Już po pięciu minutach mieliśmy niezłą bitwę na śnieżki – tylko bez śnieżek, bo w roli pocisków występowali oni sami, rozbiegani w różne strony jak psy torpedy.
Heca od razu uznała, że śnieg to idealne miejsce do kopania tuneli do Chin. Moya natomiast postanowiła przejąć rolę detektywa Sherlocka Śniegowego, węsząc wszędzie z takim zaangażowaniem, jakby tropiła zaginioną ekipę pingwinów. I tylko Tokyo zachowywała się przyzwoicie, jak na najstarszą przystało ...
Po godzinie mroźnego spaceru wróciliśmy do domu. Zmęczeni, ale przeszczęśliwi. Oczywiście, goldeny zaraz po wejściu do ciepłego salonu wpadły na pomysł, że najlepszym miejscem na osuszenie jest nasza kanapa.
Podsumowując: pierwszy zimowy spacer to chaos w najczystszej formie, ale też mnóstwo śmiechu, radości i... odrobina śniegu na podłodze w całym domu. Jeśli więc macie goldeny – zimowy spacer to pozycja obowiązkowa. Ale ostrzegam: przygotujcie się na bitwę z śniegiem (i nie tylko)!
A tu kilka zdjęć (jeszcze czystych) dziewczyn :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz