Polecany post

Słów kilka o tym co każdy nowy opiekun goldena wiedzieć powinien...

Niestety forma tego bloga nie pozwala na wyszukiwanie czy wyróżnienie niektórych postów, nie pozostaje  nic innego jak zebrać je wszystkie t...

sobota, 9 sierpnia 2025

Opieka nad psem z nowotworem – nasza droga

Kiedy 27 lutego usłyszeliśmy wstępną diagnozę, świat się zatrzymał. Nasza Fela - nasz Kartofelek  –  przyjaciółka, wierna towarzyszka, powierniczka codziennych smutków i radości – usłyszała wyrok: nowotwór złośliwy. Weterynarz mówił spokojnie, używał fachowych terminów, ale w naszych głowach brzmiało tylko jedno: „Ile jeszcze nam zostało?”.


Diagnoza – pierwszy cios

Pierwszym krokiem była dokładna diagnostyka. Badania krwi, USG, a potem tomografia i biopsja. Każde kolejne potwierdzenie choroby odbierało nam oddech. Z jednej strony chcieliśmy wiedzieć wszystko, z drugiej – marzyliśmy, by ktoś powiedział: „To pomyłka”. Niestety, nią nie była.

Jak wykryliśmy chorobę

Pierwsze objawy były bardzo subtelne.

  • Zauważyliśmy mniejszą chęć do dłuższych spacerów.

  • Brzuszek wydawał się lekko wzdęty, ale myśleliśmy, że to przekarmianie lub niestrawność.

  • Czasami oddychała szybciej, szczególnie po wysiłku.

Podczas wizyty kontrolnej zrobiliśmy USG, weterynarz stwierdził płyn w jamie brzusznej. Zrobiono punkcję płynu i badanie cytologiczne. Potwierdzono obecność komórek nowotworowych. Dostaliśmy namiary na  Dr Balcerzaka. Tomografia i biopsja wskazały na nowotwór otrzewnej.


Decyzja o leczeniu

Zdecydowaliśmy się na chemioterapię. Wiedzieliśmy, że nie ma gwarancji, że wygramy. Ale wierzyliśmy, że każdy dodatkowy dzień bez bólu, każdy wspólny spacer i radosny merdający ogon będą warte podjętego wysiłku. Leczenie trwało pięć miesięcy. To był czas wzlotów i upadków – dni, kiedy nasz pies bawił się jak dawniej, i takie, kiedy patrzyliśmy, jak walczy z osłabieniem.

Plan leczenia

Decyzja była trudna, ale postanowiliśmy spróbować chemioterapii.

  1. Schemat – Felicja miała podawaną chemię co trzy tygodnie, z lekami wspomagającymi, by łagodzić skutki uboczne.

  2. Kontrola – po każdym cyklu wykonywaliśmy badania krwi i USG, by sprawdzić reakcję.

  3. Dieta – przesunęłam się w stronę diety lekkostrawnej, wysokobiałkowej, z dodatkiem kwasów omega-3 i probiotyków.



Kryzys po pierwszej chemii – chwila, w której myśleliśmy, że ją stracimy

Pierwsza chemia była dla nas źródłem nadziei, ale też ogromnego lęku. Mieliśmy świadomość, że skutki uboczne mogą być poważne, jednak nic nie przygotowało nas na to, co wydarzyło się dwa dni po podaniu leku.

Felicja nagle stała się osowiała, odmówiła jedzenia, a jej oczy straciły ten znany nam błysk. W ciągu kilku godzin pojawiły się wysoka gorączka (ponad 40°C), silne wymioty i skrajne osłabienie. Widzieliśmy, że każdy krok sprawia jej trudność, a oddech stał się przyspieszony i płytki.

Nie czekaliśmy – natychmiast pojechaliśmy do kliniki. Tam dowiedzieliśmy się, że to ciężka reakcja na chemioterapię, która doprowadziła do neutropenii – gwałtownego spadku białych krwinek, przez co organizm został praktycznie bez obrony przed infekcjami. Lekarz powiedział wprost: „To stan zagrażający życiu”.

Rozpoczęła się walka o każdy oddech:

  • Podano kroplówki dożylne, by nawodnić i wzmocnić organizm.

  • Zastosowano antybiotyki o szerokim spektrum, by chronić przed infekcją bakteryjną.

  • Podano leki przeciwwymiotne i środki obniżające gorączkę.

Kolejne trzy doby były najdłuższymi w naszym życiu. Kiedy jednak gorączka spadła a Fela zaczęła jeść – wtedy uznaliśmy, że może jednak mamy szansę.

Po tym kryzysie plan leczenia został zmodyfikowany – dawki leków dostosowano do jej organizmu, a przed kolejnymi podaniami chemioterapii stosowaliśmy profilaktyczne leki wzmacniające odporność i częstsze badania krwi.

Ten epizod nauczył nas jednej rzeczy: po każdej chemii trzeba obserwować psa 24/7 przez co najmniej kilka dni. Każdy niepokojący objaw – wymioty, apatia, gorączka – to sygnał, by natychmiast działać. Tu nie ma miejsca na czekanie, „bo może przejdzie”






***

Kolejne 2 chemie przyniosły nadzieję – płyn w jamie brzusznej przestał się gromadzić, Felicja znów cieszyła się z krótkich wycieczek, jadła z apetytem i pokazywała całą sobą ze cieszy się z życia .

Moment, w którym wszystko się zmieniło

Po czterech miesiącach, kontrolne zdjęcie RTG wykazało przerzuty do płuca. Wiedzieliśmy, że choroba wygrała z leczeniem. Wtedy celem stało się łagodzenie objawów i zapewnienie komfortu.

  • Podawaliśmy leki przeciwbólowe i wspomagające oddychanie.

  • Unikaliśmy długich spacerów, stawiając na krótkie, spokojne wyjścia.

  • Skupialiśmy się na tym, by każdy dzień był dla niej dobry – ulubione zabawki, smakołyki, obecność.



Jak przetrwać emocjonalnie

Najtrudniejsze w tej historii było pogodzenie się z tym, że finał jest nieuchronny.
Pomogły nam trzy rzeczy:

  1. Wiedza – czytaliśmy o chorobie, pytaliśmy lekarzy o każdy detal. Wiedzieliśmy, co może się wydarzyć i byliśmy przygotowani. Nieocenioną pomoc i wsparcie dostaliśmy od Dr Balcerzaka - to on racjonalnie, z wielkim wyczuciem ale i stanowczością wskazał nam moment kiedy powinniśmy odpuścić ... 

  2. Wsparcie – mieliśmy bliskich, którzy rozumieli, że dla nas Felicja to członek rodziny.

  3. Świadome pożegnanie – zrobiliśmy album zdjęć, spisaliśmy wspomnienia, nagrywaliśmy filmiki. Dzięki temu mamy poczucie, że nasza historia nie skończyła się w dniu jej odejścia.





Czy było warto?

Tak. Choć po pięciu miesiącach walki Felicja odeszła, wiemy, że każdy dzień był darem. Chemioterapia dała nam czas – na spacery, wspólne drzemki, patrzenie sobie w oczy. Nie wygraliśmy z chorobą, ale wygraliśmy jakość tych ostatnich miesięcy.

Opieka nad psem z nowotworem to nie tylko medycyna – to codzienne wybory, czułość i odwaga. Jeśli stoisz przed taką decyzją, pamiętaj: nawet jeśli nie możesz uratować życia, możesz uratować jego jakość.


FELICITA ANIMALS TRIUMPH Gate of East
03.08.2014 - 09.08.2025

KU PAMIĘCI ...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz