Ten dzień był naprawdę dluuuugi.... ;) Hera już od piątkowego wieczora była niespokojna, ale tak naprawdę od soboty wiedzieliśmy że poród jest tuż tuż ....
Dom był już od kilku dni przygotowany na przyjście na świat małych goldeniątek ...
Zaszalałam z obróżkami - znacznikami, a co tam - od przybytku głowa nie boli ;)
Naprawdę nie wiem ile razy byłyśmy siusiu (jak dla mnie to zdecydowanie za dużo - skończyło się przeziębieniem), nie zliczę ile razy wyciągałam jej z dołków które kopała z uporem maniaka ( suczki przed porodem kierując się wrodzonym instynktem szukają do porodu cichego ustronnego miejsca)
O ile w dzień dyżurowaliśmy na zmianę z Piotrem tak noc należała już do mnie ... ale dobrze się przygotowałam ;)
Muszę Wam jednak przyznać że nie przeczytałam ani jednej strony , a nie przeczytałam ....ale nic nie pamiętałam ;) niech nikt się nie dziwi stres jest ogromny i te wyczekiwanie.... człowiek jest napięty do granic możliwości ....
Pisałam że byłam dobrze przygotowana, oto nocny zestaw pierwszej pomocy przedporodowej :)
Dobranoc.... idziemy spać choć na chwilę .... jutro kolejny ciężki dzień