Odejście Cruzzo, mojego najlepszego przyjaciela, było jednym z najtrudniejszych doświadczeń, przez które musiałam przejść. Nigdy nie sądziłam, że strata zwierzęcia może aż tak zaboleć – ale z dnia na dzień zabrakło go w moim życiu i poczułam, jak bardzo był dla mnie ważny. Pustka po nim była niemal namacalna. Każdy dzień zaczynał się i kończył z myślą o nim. Tęskniłem za jego spojrzeniem, radością, którą wnosił, za tym, że zawsze był obok, kiedy go potrzebowałam.
Najbardziej zaskoczyła mnie intensywność tej żałoby. Byłam gotowa na smutek, ale nie na ten rodzaj cichego bólu, który pojawiał się w drobnych codziennych chwilach – kiedy wchodziłam do domu i automatycznie nasłuchiwałam jego kroków, kiedy wracałam na ulubione trasy spacerowe, kiedy odkrywałam na podłodze zgubioną sierść albo szukałam jego miski, by przypomnieć sobie, że już jej nie potrzebuję.
To, co pomogło mi przetrwać, to pozwolenie sobie na przeżywanie tych emocji. Przyjaciele mówili mi, że „to tylko pies”, ale dla mnie był kimś więcej – był przyjacielem, członkiem rodziny. Pozwoliłam sobie na żal, na rozpacz, na opłakiwanie tych wszystkich chwil, które już się nie powtórzą. Zrozumiałam, że każdy, kto kiedykolwiek kochał zwierzę, może rozumieć ten ból, a wielu z nas przechodzi przez niego samotnie, bo nie wszyscy pojmują, jak bardzo można tęsknić za psem.
Z czasem uczucie surowej straty zmieniło się w spokojniejsze wspomnienie. Zamiast rozdzierającego smutku pojawiła się wdzięczność za wspólne lata, za te chwile szczęścia, które mi dał. Zaczęłam zauważać, jak bardzo mnie zmienił, jak nauczył mnie prostoty, bezwarunkowej miłości i jakiegoś rodzaju pokory. Nawet teraz, gdy o nim myślę, wiem, że ten smutek jest częścią procesu i że jest naturalny. On był moim przyjacielem, a więc jego odejście zostawiło ślad.
Dziś, kiedy wspominam go, czuję ciepło. Był dla mnie o wiele więcej niż tylko psem. Pozostawił po sobie coś pięknego, coś, co na zawsze zostanie w moim sercu.
Veracruzzo Tik Herkus 22.04.2011-26.10.2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz