Godzina 12:30. Efi, nasza dzielna mama, z teatralnym dramatyzmem zapowiedziała poród. Stała na środku pokoju i nagle chlup... Odeszły pierwsze wody płodowe, a my — ekipa wsparcia — rzuciliśmy się do akcji. Czyste ręczniki? Są. Gruszka do odsysania? Gotowa. Przegryzanie pępowiny? Cóż, to zostawiamy Efi.
Wszyscy w pełnej gotowości a czas mija....godziny dłużą się niemiłosiernie ....
I wreszcie jest - pierwszy chłopak, 540 gramów. Jest 16:10, maluch dostaje fioletową obróżkę ....
Teoretycznie prawidłowo przebiegający poród powinien obyć się bez ingerencji człowieka, jednak my nic nie zostawiamy przypadkowi. Wolę sama dopilnować odcięcia pępowiny we właściwym miejscu i nie pozwolić suce na zjadanie łożysk, bo to zwykle wywołuje później rewolucje żołądkowe. Sama oczyszczam pyszczek malucha, wycieram delikwenta do sucha i masuję w celu pobudzenia krążenia. Następnie malucha ważę i przystawiam do maminego cyca - to bardzo ważne aby każde szczenie zjadło siarę - siara zawiera matczyne przeciwciała - ocenia się że aż 90% !!! przyszłej odporności szczenięcia pochodzi z siary wypitej w ciągu pierwszej doby życia.
O 17:20 pojawiła się dama. Dziewczynka z różową obróżką i wyraźnym zadatkiem na gwiazdę Instagrama ;) Mała wazy 460 gram i jest bardzo rezolutną (i rozwrzeszczaną ) panienką
Przerwy miedzy skurczami i akcja porodową sa coraz dłuższe, troszkę zaczynam się martwić, ale o 18:37 mamy przełom: granatowy chłopiec, 560 gramów, który ewidentnie wyglądał, jakby przyszedł zaprowadzić porządek w tej małej gromadce.
Godzina 19:34 przyniosła pomarańczową księżniczkę, najmniejszą z całej gromady - 430 gram
o 20:47 na świecie zameldował się błękitny chłopak - 520 gram żywej wagi ;)
Przerwy między szczeniętami przypominały małe dramaty — "czy to już koniec?!" Na USG widzieliśmy 6 /7 maluszków więc to jeszcze nie koniec ...czekamy — Ostatni zawodnik dołączył do nas o 22:50 — srebrny chłopiec, trochę zmęczony po maratonie, ale twardy jak stal. Ważył najmniej z chłopców, bo 490 gramów, ale bardzo nadrabiał entuzjazmem.
***
Przebieg tego porodu był jak dobry thriller — z momentami napięcia, niepewności i scenami rodem z najlepszych seriali medycznych. Pomoc Efi była nieodzowna, choć ona sama zdawała się patrzeć na nas z miną "Naprawdę? To ja jestem tu bohaterką, a wy tylko statystami."
Z perspektywy hodowcy, taki poród to nie tylko wyzwanie, ale i film akcji. Musimy być czujni, obecni i wyposażeni jak James Bond na misji. Czyste ręczniki, duużo czystych ręczników, woda z miodem dla regeneracji dla suni i hektolitry kawy dla mnie i zapas cierpliwości to absolutna podstawa.
To wszystko już za nami, teraz pozostaje cieszyć się maluszkami i opiekować całą 7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz