Był to idealny dzień na śnieżny spacer – taki, gdzie śnieg skrzypi pod butami, a nos zamienia się w sople lodu. Oczywiście, zanim wyszłam z domu, trzeba było założyć dziesięć warstw ubrań, bo przecież mama zawsze mówiła, że zima to mały trening survivalowy. Wyglądałam jak bałwan......
Pierwsze kroki na zewnątrz: „Ooo, nie jest tak źle!” – pomyślałam. Po pięciu minutach: „Cholera, jest gorzej, niż myślałam!” Zima jest tak przewrotna, że najpierw czujesz się jak w bajce, a potem ta bajka zamienia się w lodowy thriller.
Śnieg sypał z nieba jak konfetti na imprezie zimy, a każdy płatek miał tajną misję wylądować prosto na mojej twarzy. Wyobraźcie sobie próbę zachowania klasy, kiedy co chwilę robisz „brrr” i trzepiesz głową jak pies po kąpieli.
A te wszystkie kałuże ukryte pod śniegiem? To jak chodzenie po polu minowym – nigdy nie wiesz, czy to tylko puszysty śnieżek, czy lodowa niespodzianka. Każdy krok to mały test: „Czy to zwykły śnieg, czy zmrożona pułapka?” Oczywiście, że pułapka! Moje stopy, które miały być suche i szczęśliwe, teraz przypominały dwie mokre gąbki.
Po godzinie tego zimowego wyzwania uznałam, że czas wracać. Ale powrót nie jest taki łatwy, gdy twoje palce u nóg już dawno przestały cokolwiek czuć, a rękawiczki zaczynają przypominać lodowe rękawki.
Ale wiecie co? Mimo tych wszystkich "przygód", spacer po śniegu ma swój urok. Kiedy znów możesz bawić się w dorosłego bałwana i nikt nie patrzy na ciebie krzywo? W końcu, śnieg to najlepsza wymówka, by na chwilę być dzieckiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz