Próba generalna do pokazu posłuszeństwa psów rasy golden retriever w ramach 32 finału WOŚP to widowisko pełne nieprzewidywalnych zwrotów akcji – i nie chodzi tu tylko o psy, ale o właścicieli, którzy próbują zachować powagę, kiedy ich złote futrzane kuleczki mają kompletnie inne plany.
Na początku wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Psy w rządku, dumnie siedzą obok swoich opiekunów, wszyscy gotowi do pokazania najwyższej klasy posłuszeństwa. „Siad” – pada komenda. I rzeczywiście, kilka psów usiadło… kilka. Bo reszta uznała, że to doskonały moment, żeby sprawdzić, co słychać u sąsiada obok, albo żeby nagle wciągnąć w płuca cały zapach świata. Co z tego, że próba generalna, kiedy w pobliżu jest coś, co pachnie jak stary hot-dog? Priorytety, prawda?
Kiedy opiekunowie wydają kolejną komendę „leżeć”, większość goldenów zareagowała tak, jakby właśnie usłyszała nową, nigdy wcześniej nieznaną mowę. Jeden pies uznał, że „leżeć” to po prostu szansa na to, by efektownie przewrócić się na plecy i pokazać brzuch wszystkim zebranym – bo przecież każdy wie, że drapanie brzuszka to podstawa życia każdego szanującego się goldena.
Następna komenda: „do mnie!”. No i tu zaczyna się prawdziwy festiwal złotych wybryków. Zamiast biegu prosto do właściciela, jeden z psów postanowił, że najpierw sprawdzi, co ciekawego leży na drugim końcu parku, drugi pies uznał, że czas przywitać publiczność, a trzeci postanowił zrobić sobie kółko honorowe wokół pozostałych uczestników – bo po co iść prosto, skoro można kręcić piruety?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz