Drodzy przyszli opiekunowie naszych dzieciaczków ... większość z Was wie z jakim wyzwaniem przyszło nam się zmierzyć ...reszta ...cóż za chwilę się dowie ....
Kochani, przepraszam za brak odpowiedzi na fb i messengerze , za nie odebrane połączenia... za maile które pozostały bez odpowiedzi ...
Podobno narażeni jesteśmy tylko na takie przeciwności losu którym jesteśmy w stanie sprostać ...
Zarzuciłam Was zdjęciami z piątku i soboty ....a w niedzielę ... a raczej już w sobotę wieczór ... wystąpiły komplikacje poporodowe.
Kokunia dostała bardzo wysokiej gorączki, walczyliśmy o jej życie i zdrowie. Na tydzień nasz dom zamienił się w szpital. Dwa razy dziennie jeździliśmy do Warszawy na wlewy i badania.
Dziś jest już lepiej, gorączka ustąpiła, parametry życiowe polepszyły się, wyniki badań się poprawiają. Pozostał jeszcze brak apetytu ale i z tym sobie poradzimy.
Opieka nad maluszkami w 100% spadła na nas. W pierwszym tygodniu karmienie co 2 godziny, potem masowanie brzuszków. Zajmowało to 1,5 godziny, łatwo policzyć że na sen zostawało pół godziny w odstępach dwugodzinnych .
Od środy poprosiłam o pomoc Adę - studentkę III roku weterynarii. W końcu co 4 ręce to nie dwie :) a pracy i na 2 osoby było dużo za dużo ....
Maluszki pięknie przybierają na wadze , ich waga zwiększyła się już o 50%. Duma mnie rozpiera ze mimo przeciwności losu udało nam się niczego nie zaniedbać.
Proszę trzymajcie dalej kciuki za mamę i dzieciaczki .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz